wtorek, 4 stycznia 2011

PZB będzie szkolić dziennikarzy… czy politruków?

Leszek Jankowiak będzie szkolić...dziennikarzy.

PZB będzie szkolić dziennikarzy… czy politruków?

Po kilku ostatnich skandalach sędziowskich Polski Związek Bokserski postanowił przeszkolić… dziennikarzy piszących o boksie!

Inicjatywa wydaje się godna uwagi. PZB chce poprowadzić szkolenie na temat punktowania walk zawodowych. Nauka ma przede wszystkim polegać na wspólnym analizowaniu wybranych pojedynków (i tu od razu nasuwa się pytanie: czy zostaną poddane analizie walki, które wzburzyły środowisko polskich fanów pięściarstwa? Mam na myśli skandaliczny wynik pierwszego pojedynku Snarskiego z Cieślakiem, lub walkę tego drugiego z Zeganem i "słynne" 10-8 wypunktowane na korzyść Cieślaka przez Włodzimierza Kromkę… mimo iż Zegan nie leżał na deskach, a przebieg rundy nie wskazywał na absolutną dominację Cieślaka).

Nie byłoby w tym oryginalnym pomyśle PZB nic dziwnego, gdyby nie to, że szkolenie ma trwać kilka dni (!), kosztować ok. 900 zł (!), a głównym prowadzącym ma być Leszek Jankowiak (!).

Leszek Jankowiak to z pewnością bardzo dobry sędzia. I w dodatku prawdziwy patriota! Jak bardzo potrafi przedkładać ów patriotyzm ponad neutralność i obiektywność sędziowskiego rzemiosła pokazał punktując rewanżową walkę Rafała Jackiewicza z Janem Zaveckiem. Przypomnijmy, że walka momentami wyglądała, jak mecz piłkarski niemalże do jednej bramki. Ciężko byłoby wskazać choćby jedną rundę wygraną przez Jackiewicza, który po walce sam przyznał, że walka mu nie wyszła i sromotnie ją przegrał na własne życzenie. Podobne zdanie wyraził jego promotor Andrzej Wasilewski, a także trener Fiodor Łapin i chyba każdy dobrze widzący na oczy kibic przed telewizorem oglądający zmagania Rafała.

Inne zdanie, co do przebiegu walki, miał Leszek Jankowiak. Wypunktował remis (114-114)…  Chciałoby się powiedzieć, komentując ten "remis": patriotyzm patriotyzmem, ale sędziowanie niech mimo wszystko pozostanie bezstronne. 

Wróćmy do szkolenia. Pytania same cisną się na usta. Czy naprawdę trzeba, aż kilku dni, by wytłumaczyć ludziom na co dzień żyjącym boksem, na czym polega punktowanie walki zawodowej i jaka jest różnica między punktacją w formule amatorskiej, a boksie zawodowym? Czy naprawdę to musi kosztować prawie tysiąc złotych? Do czyjej kieszeni wpadnie ta spora sumka? I ostatnie pytanie, choć najważniejsze: czy po ostatnich sędziowskich kompromitacjach PZB nie powinno ponownie przeszkolić sędziów, zamiast organizować szkolenie dla dziennikarzy?!

Komu chcecie robić wodę z mózgu, Panowie z PZB? 

Czas politruków się skończył. Kit wciskajcie innym.

sobota, 1 stycznia 2011

Skandal roku, czyli wynik walki Krzysztofa Cieślaka z Dariuszem Snarskim (10 X 2010, Łomianki)

Kontrowersje bokserskiego roku 2010. Część I: skandal roku.

To jest skandal – ja się nie bawię w te klocki!” – powiedział po ogłoszeniu werdyktu Krzysztof Kosedowski, były pięściarz, dziś trener i komentator telewizyjny. I faktycznie miał rację! Wynik walki pomiędzy Dariuszem Snarskim (32-31-2, 6 KO), a Krzysztofem Cieślakiem (16-2, 5 KO) jak chyba żaden inny wynik pojedynku między polskimi bokserami zawodowymi, wzbudził powszechne oburzenie.

Walka mogła się podobać. Stroną nacierająca był starszy o blisko 17 lat Snarski -  "walczący niczym w transie", jak słusznie zauważył wspomniany już wcześniej Kosedowski. Podwójny, czasami potrójny lewy prosty, kombinacje, mocne i widoczne ciosy na tułów, świetna obrona przed groźnymi kontrami Cieślaka, żelazna wydolność do ostatniej rundy i zaciętość – mogłoby się wydawać, że to aż nazbyt dużo, żeby wygrać tę walkę z niezwykle anemicznym tamtego wieczora Cieślakiem, który całe swoje boksowanie sprowadził do „czekania na jeden nokautujący cios”.

Cieślak w tej walce nie wygrał więcej niż dwie rundy (być może 1. i 9. rundę, w której kilkoma celnymi sierpowymi zachwiał Snarskim). Trzeba również dodać, że w starciu 2. doświadczony sędzia ringowy Daniel van de Wiele odjął jeden punkt Cieślakowi za uderzenie głową, które skutecznie rozorało łuk brwiowy Snarskiego i do końca walki zalewało krwią jego oko, co jednak nie za bardzo przeszkadzało białostocczaninowi punktować statycznego i dającego się trafiać Cieślaka.

Jakże wielkie było zdziwienie zgromadzonej publiczności i chyba nawet samego teamu Cieślaka (może oprócz Diablo Włodarczyka, sekundującego w narożniku Cieślakowi), gdy konferansjer odczytywał punktację: jednogłośne zwycięstwo na punkty Krzysztofa Cieślaka! Mimo że walka odbywała się na terenie zawodnika grupy promotorskiej Tomasza Babilońskiego, publiczność potrafiła obiektywnie skomentować ten fakt: długie gwizdy i buczenie dobrze oddały atmosferę jaka zapanowała na hali po ogłoszeniu tego niesprawiedliwego wyniku. Cieślakowi puściły nerwy i w wymownym geście „podziękował” publiczności za ten komentarz. No cóż...

Ciężko przyjąć, że wynik walki był sędziowską pomyłką... Pozostało dojmujące uczucie "przekręcenia" wyniku, "przekręcenia" Snarskiego i robienia kibiców w przysłowiowego wała. Nawet zazwyczaj nieruchawy Polski Związek Bokserski nie mógł przejść obok sprawy obojętnie.

Sprawiedliwości stało się jednak zadość! Dwa miesiące później Snarski wziął srogi odwet w walce rewanżowej, która spokojnie mogłaby być nominowana do walki roku na krajowym podwórku. Dwa nokdauny Cieślaka (runda 3. i 9.) i większość rund wygranych wyraźnie przez kolejny raz świetnie dysponowanego Snarskiego, tym razem nie pozostawiły już wątpliwości, kto na obecną chwilę jest najlepszym polskim zawodnikiem wagi lekkiej w Polsce…

PS. Ciekawostka: należy nadmienić, że wynik z kart punktowych ogłoszony tuż po walce różni się od tego „formalnego” i zaksięgowanego na boxrec’u. Ale kto by się tym przejmował...

GM

Pierwsza część tego momentami jednostronnego pojedynku, zakończonego kontrowersyjnym wynikiem: